Grosz w te, grosze we w te, czyli o cenach paliw
4

Ostatnio głośno było o ustawie wprowadzającą tzw. opłatę drogową do cen benzyny. Podwyżka miała by wynieść ok. 25 gr/l, a zysk przeznaczyć na remonty lokalnych dróg, na które zawsze brakuje samorządom funduszy. Pomijając dywagację, czy takie podejście jest słuszne (podwyżka cen benzyny = podwyżka wszystkiego; a czy piekarz musi doliczać do ceny pieczywa kilka groszy, by przeznaczyć je na remont polskich piekarni?; itd.), chciałbym się tutaj skupić na tym, czy 25 groszy to dużo czy mało.

Mijając stacje benzynowe myśli się często „o jej, tu jest 10 groszy drożej niż na stacji kilka kilometrów wcześniej, ale drożyzna”. Coś w tym jest, ale czy to aż tak duża różnica?

Przyjmijmy, że chcemy zatankować 40 litrów zwykłej Pb95.

Różnica 10 groszy da nam zysk 4 zł.

Różnica 25 groszy da nam zysk 10 zł.

Wiadomo, mieć te 10 czy nawet 4 zł, czy nie mieć – jest różnica. Ale czy za to zatankujemy więcej?

Przy obecnej cenie benzyny ok. 4,40 zł, da nam to od 1 do 2,3 litrów więcej – kilkanaście kilometrów więcej.

Przy horrendalnej cenie 6 zł, która była w 2012 roku, da nam to w najlepszym wypadku 1,7 litra więcej.

Jednak wracając do nostalgicznych czasów, kiedy można było kupić litr za nie więcej niż 3 zł, różnica wynosi 1,3-3,3 litra, co pozwala już na spokojnie pokonanie średniej trasy.

Wniosek jest za tym prosty: zamiast myśleć w kategorii „różnica na litrze”, należy myśleć „co mi z tej różnicy”, a do tego w największy sposób przyczynia się cena paliwa – im wyższa, tym mniejsze znaczenie ma różnica kilkunastu groszy. Jeśli co jakiś czas zatankujemy paliwo 10 groszy droższe, świat się nie skończy i na pewno nie jest to powód do lamentowania. Nawet jeśli akurat pech chciał, że tankujemy paliwo droższe o 25 groszy – nadal OK. Wszystko do momentu, w którym nie dzieje się to cyklicznie, bo w skali roku portfel poczuje na własnej skórze ( ) wydatki. Oznacza to też, że opłata drogowa dałaby się znacząco w kość szczególnie, że w niektórych sytuacjach samochodu zamienić się nie da.

PS. Przepraszam, że wpis dla niektórych może być aż za oczywisty, ale warto i takie błahe problemy czasem rozważać, bo są proste do zrozumienia .

Comments
  • Stoku 24 września 2017 at 15:07

    O panie, z tymi autami to jest trochę masakra. Sam nie mam, ale zaczynam się tym interesować, bo już prawko na wykończeniu i mam kilka małych wniosków. Po pierwsze, jest mega drogo. Sam nie korzystam nawet z komunikacji miejskiej, bo w Poznaniu do tanich nie należy, ani wygodne też nie są, to jeżdżę rowerem cały rok, więc jedynie zainwestuję może średnio z 10 zł/miesiąc na części (przy takich przebiegach warto zrobić czasem remont) i mimo tego ciężko jest dociągnąć do końca miesiąca, przy wynajmie mieszkania i utrzymaniu 2 osób. A z autem? Chcąc kupić cokolwiek nawet w cenie złomu (powiedzmy że nawet za 1500 znajdzie się „przyzwoite” auto robocze), to ceny ubezpieczenia dla młodych kierowców są kuriozalne. A podobno w ubezpieczeniu też chyba jest jakiś procent na remonty dróg.

  • Stoku 24 września 2017 at 15:11

    Nawet jeśli się mylę z tym ostatnim, to ubezpieczenie powinno być jednakowe niezależnie od wieku, a ewentualnie w ostateczności, w przypadku jakiejś szkody przez mojego kierowcę (bo rozumiem że to dlatego że powodują więcej wypadków), niech będzie jakiś wkład własny na pokrycie szkody, np 10% wartości, ALE nie więcej niż np 500zł.

  • Stoku 24 września 2017 at 15:19

    Bo tak to wychodzi ok 2500 ubezpieczenia +auto 1500+wiadomo że serwis, przeglądy i paliwo i w ten sposób samochody niedługo staną się luksusem tylko dla bogatych lub mieszkających z rodzicami.

  • NC 26 września 2017 at 20:39

    O Stoku – witamy .

    Zakup auta powinien być poprzedzony właśnie bilansem plus/minus jak przedstawiłeś wyżej. Dzisiaj nie jest sztuką kupić auto, ot byle jaki szrot nawet. Sztuką jest to auto utrzymać czyli przede wszystkim paliwo (niech będzie choćby i gaz – gaz to wciąż nie jest woda i kosztuje) oraz co jakiś czas remonty. Jeśli co miesiąc nie dasz rady odłożyć przynajmniej kilku stówek nie mając samochodu, zakup auta skończy się tym, że będzie stał w garażu albo pod blokiem i rdzewiał, taka prawda.

    Chociaż 1500 zł za auto to bym nigdy nie dał, chyba że jakiś klasyk polskiej motoryzacji . Poza tym pewnie dostaniesz taki szrot, że przejedziesz 100 km i się rozleci .

    W rachunku plus/minus należy też uwzględnić czynnik czasu czyli ile czasu poświęcasz na dojazdy bez a ile z samochodem. Powiem tak, do roboty dojeżdżałem wcześniej autobusem. Trzy przystanki do przejechania, kursy co 12-15 minut, na pewno nie ma na co narzekać. Ale podróż od domu do pracy zajmowała w sumie przynajmniej pół godziny (10 minut dojście na przystanek + 5 na zapas + 10 droga busem + 5 droga do roboty), a to pod warunkiem że autobus przyjedzie na czas – niech ucieknie ci sprzed nosa, a kolejny będzie opóźniony i nagle z 30 minut robi się 50 (!). Tę samą trasę pokonuję autem w 15-20 minut, więc różnica jest mega.

    A przypadku, jak do rodzinnego domu jedzie się z przesiadką, kursów za wiele nie ma, a igranie z przesiadkami „na styk” w przypadku opóźnień nie ma sensu – nie chcę nawet porównywać do podróży samochodem. Na pewno auto w moim przypadku wychodzi drożej (paliwo+eksploatacja+bramki vs bilet kupiony w promocyjnej cenie na przedsprzedaży), dochodzi też czynnik zmęczenia (w busie/pociągu mam wywalone, jako kierowca muszę się skupić), ale czasowo (2,5h autem vs 5h „w miarę” skomunikowanym połączeniem) robi jednak różnicę. I wcale nie jadę jak szatan!

    OC zależy jedynie od bezszkodowej jazdy kierowcy (w tym dodatkowy współczynnik wiek <25 lub 26 lat), ilość dodatkowej kasy danej ubezpieczycielowi (im więcej usług kupisz tym taniej) oraz miejscowości ubezpieczenia (różnica między Krakowem a pierwszym miastem za Krakowem to kilka stów). To wynik statystyk, gdzie i kto powoduje najwięcej wypadków. Najmniej zapłaci więc 40-latek jeżdżący po wsi, najwięcej 20-latek jeżdżący po Warszawie.

    Pamiętaj też, że możesz wziąć rodzica albo kogoś z rodziny za współwłaściciela – ubezpieczyciel bierze jego zniżki wtedy. Warto sobie do tego dorzucić ochronę zniżek (jakieś grosze), a w razie twojej stłuczki jego zniżki nie lecą.

    Na sam koniec jeszcze dodam, że moja była, gdy była (!) na pierwszym roku studiów, rozkminiała zakup samochodu. Zjechałem ją za to, bo jaki sens ma zakup auta (pieniądze miała ze stypendium 1000 zł/miech), skoro auto będzie stało u niej we wiosce. To wtedy usłyszałem, że się chce nauczyć jeździć i dlatego chce kupić (yyy). Nagadałem się, ale nie docierało do niej. W wakacje się rozeszliśmy. Po kilku miesiącach usłyszałem od kumpla (no bo ja już byłem jej arcywróg i vice versa ), że jednak kupiła samochód i… Zgadnij? Nie umiała go teraz utrzymać! Doskonały przykład, z którego należy wyciągnąć odpowiednią nauczkę i puenta mojego komentarza .

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and