Oda do studenta
0

Jak szybko można przejść z jednej strony barykady na drugą?

Jeszcze kilka miesięcy temu byłem studentem. Ba, nieoficjalnie byłem nim do końca października tego roku, bo wtedy skończyła się ważność legitymacji studenckiej, co pociągnęło koniec zniżek na transport – jazda pociągami stała się z dnia na dzień mega nieopłacalna.

Koniec września był ładny. Do pracy dojechało się szybko autobusem, podróż powrotna to już korek, ale do zniesienia; w sklepach mało ruchu; a gdy chciałem na łikend wybyć, udałem się na dworzec i bez problemu dojechałem gdzie chciałem.

A potem nastąpił pierwszy października… A konkretnie było to trzeciego dnia, bo był to pierwszy dzień roboczy w październiku. Poranny autobus spóźniony, mało wolnego miejsca wewnątrz. Zresztą, po drodze mijając przystanek tramwajowy widziałem tylko tramwaje z zaparowanymi szybami, a gdy otwierały się drzwi ujrzałem tłumy młodych ludzi. W pracy połowa osób spóźniona, która już wytypowała winowajcę zamieszania. Podróż powrotna to większy korek niż zazwyczaj. W sklepach liczba klientów podwoiła się, a duża część z nich nosiła w jednej ręce reklamówkę marketu, a w drugiej złotą komórkę.

Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Już po kilku dniach zrozumiałem, dlaczego wśród mieszkańców dużych miast jest po prostu niechęć do studentów zasypujących ich granice.

Czy jakiegoś porównania zapomniałem? Nie, nie, pora na wisienkę na torcie.

Pierwszy piątek miesiąca. Wiedziałem, że studenci mogą tego dnia wracać do domów, a że też chciałem w ten dzień skorzystać z komunikacji „masz pan piniądze i mnie wieź” to musiałem liczyć się z bezpośrednią konfrontacją z, jeszcze do niedawna, młodszymi kolegami.

Niestety, ale przeliczyłem się i to mocno.

Dworzec autobusowy był zalany studentami. Wszędzie. Gdzie się nie wejrzało, pełno studentów, oczywiście z walizkami. Przejść się nie da, panuje zamęt, nikt nie wie o co chodzi. Autobusy przeładowane, kierowcy odjeżdżają, by przestali się pchać. Inne autobusy notują kilkadziesiąt minut spóźnienia. Istny sajgon.

No bo przecież, student musi w piątek czym prędzej wybyć z brzydkiego miasta i wrócić do rodzinki, która już mu przygotowała pyszny obiadek i słoiczki na każdy dzień nowego tygodnia. A jest ich tyle, by mu starczyło do kolejnego piątku.

Przez jakieś 45 minut tułałem się po dworcu, ponieważ autobusy, które miały mnie zawieźć na miejsce albo nie przyjechały, albo były momentalnie przeładowane – a że są to małe busiki na 20 osób, podróż wypchanym pojazdem grozi depresją. Naprawdę.

I proszę się nie zdziwić, że przejście na drugą stronę barykady poszło mi „ot tak”…

PS. Od tamtej chwili wyjeżdżam autobusem najwcześniej o godzinie 18, gdy największe fale studentów już są dawno poza miastem…

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and