W 2001 roku pierwszy raz zetknąłem się z Maxem Paynem. Była to wersja demo i nikt raczej się nie spodziewał, żeby gra osiągnęła sukces na tak ogromną skalę, stając się elementem popkultury graczy. Grając we wspomniane demo miałem ciary, bo mój wiek był zaniżony o połowę w stosunku do ograniczenia wiekowego gry, ale co tam . Telefon dzwoniący, krzyki z piętra… Tak rozpoczyna się historia Maxa Payne’a. Po wielu latach postanowiłem zagrać ponownie na komórce. Potem przyszła kolej na kontynuację przygód. I kto by się spodziewał, że musiało minąć 10 lat od premiery drugiej części, by fani otrzymali część trzecią?
Twórcy (tym razem nie Remedy, a Rockstar) postanowili iść z postacią Maxa w innym kierunku. Nie jest już gliniarzem, który zabija wszystkich odpowiedzialnych za śmierć swojej żony i córki przy użyciu zawsze na czasie bullet time’u. Tym razem jest prywatnym ochroniarzem, który ma zabić wszystkich, którzy polują na jego bogatych szefów. Taki zwrot jest rzeczywiście ciekawy i dopisuje fajną kartę do historii tragicznej postaci.
Wprowadzenie (jak i inne przerywniki w grze) zostało wykonane naprawdę świetnie, chociaż nie jestem fanem ciągłego rozmazywania kolorów i napisów na ekranie. Max postanawia pójść naprzód ze swoim życiem, jednak nie umie tego dokonać na trzeźwo. Trafia do Brazylii, w której ani on, ani zapewne gracz nie będzie rozumiał co się do niego mówi.
Już w pierwszych minutach widać, że Rockstar kompletnie chybiło jeśli chodzi o postać głównego bohatera. Zamknięty w klimacie noir, uwikłany między komiksami, używający spowolnienia czasu i tabletek przeciwbólowych, rzucający od czasu do czasu jakże uszczypliwą, ale pasującą ironią – takiego Maxa znaliśmy. Mimo upływu 10 lat, bohater robi efektowne wygibasy jak nigdy, używając spowolnienia czasu właściwie ciągle (wraz z każdym skokiem), tabletki przeciwbólowe są mu jedynie potrzebne do ostatniej szansy, za sprawą czego jest właściwie nieśmiertelny. A ironie jak są, tak są – tylko tym razem jest ich za dużo.
Zagłębiając się w rozgrywkę nie można się oprzeć wrażeniu, że teraz Max jest już strzelanką z krwi i kości. Tylko czy tego chcieli gracze? Max wspominał, że oni chcieli, bym został mordercę. Można interpretować dwojako, kim są „oni”…
Sposób opowiedzenia kolejnego rozdziału w życiu byłego gliniarza został wysoko oceniony przez media bliskie grom komputerowym i nie sposób się z tym nie zgodzić, chociaż osobiście wolałbym widzieć Payne’a jako ochroniarza dla więcej niż jednej rodziny. Brazylia okazała się ciekawym miejscem na przeniesienie akcji z racji wysokiego wskaźnika przestępczości, o którym na co dzień się nie słyszy (polecam magazyn „Detektyw” z stycznia 2017, artykuł „Krwawa samba gangów”).
A osobiście brakuje mi możliwość zapisu gry tam gdzie ja chcę.
Biorąc pod uwagę noty wystawione przeze mnie poprzednim częściom serii (4 i 4-), trzecia odsłona otrzymuje solidne 4. Byłoby może 5-, gdybyśmy sterowali „byłym gliniarzem, któremu wymordowano rodzinę, który potrafi spowalniać czas i nie boi się karkołomnych akcji”. Jest to jednak Max Payne, osoba z przeszłością, która to przeszłość jest w grze właściwie nieobecna. A szkoda, bo wtedy być może otrzymalibyśmy grę bliższej dwóm pierwszym częściom.
Jakoś cały czas mijam się z tym tytułem – chyba czas to w końcu nadrobić.
Tak wgl.
Nie widziałem tego systemu cytowania tu wcześniej.
Nie za bardzo czaję czemu taki fragment wybrałeś, ale spoko :D.
Jakiego bym nie dał pasowałby tak samo
Dodałbym jeszcze, że w MP3 pomysł ze złotymi broniami jest średni (wszyscy wołają Maxa by się spieszył a ten szwenda się po okolicy zbierając złote bronie), a wskazówki, jako poszlaki w grze, mało wnoszą do fabuły i można by je pominąć albo przynajmniej ulepszyć.
Na misji na stadionie utknąłem ze 4 lata temu i do dziś nie wróciłem do tej gry, może się przekonam znowu (miałem wtedy pirata i save nie dało się zrobić w trakcie misji).
[…] skończonej grze w Max Payne 3 byłem troszkę w szoku jak można było poruszającą historię gliniarza […]