Miałem okazję zobaczyć najnowszą część serii „Szybkich i wściekłych”. Podobno przez wielu oceniana jako najlepsza część, ale ja podsumowałbym ją krótko – dużo wściekłości, mało szybkości.
Warto zobaczyć, jednak nie jest warty pójścia do kina.
Uzasadnienie:
Spojler |
DupaPokaż> |
Zapewne część osób się ze mną nie zgodzi. Bo film może i przyjemnie się ogląda, ale jest za duże oderwanie od oryginału, gdzie dominowały wyścigi i samochody, a nie wybuchy, strzelaniny i bijatyki, a właśnie dlatego polubiłem tą serię filmową. Siódma odsłona „Szybkich i wściekłych” ma w sobie za dużo Jamesa Bonda, aktorzy są superbohaterami, którzy przeżyją wszystko, a do tego ekipa przestępców, bo przecież każdy z nich ma na koncie większe grzechy, pomaga grupie tajniaków rządowych w ratowaniu świata. Zawiłe. Spodziewałem się też większych odniesień do trzeciej części „Szybkich”. Końcowa akcja jak zawsze wyszła fajnie, chociaż mam wrażenie, że upchano w niej za dużo elementów. I mimo, że jestem zwolennikiem „elementów bajkowych” w filmach (np. scena w której mijają się dwa samochody z naprzeciwka, wymieniają dziewczynę odpowiedzialną za hakowanie i jadą w przeciwnych kierunkach), to uważam, że momentami ocierało się to już o absurd.
Film i tak będzie obowiązkową pozycją dla każdego fana „Szybkich”, ale jak dla mnie można go było lepiej zrobić.
|