Kingdom Rush trylogia recenzja
1

Nie wiem jak wy, ale ja nigdy wcześniej nie spotkałem się z grą typu „tower defense”, a więc na polskie „obrona wieżą”, a seria gier „Kingdom Rush” właśnie pod ten gatunek podchodzi. Początkowo myślałem, że będzie to coś jak „Twierdza”. Po części jest, ale dużo fajniejsze.

Obecnie mamy 3 gry z serii „Kingdom Rush”. Pierwsza to właśnie „Kingdom Rush”, druga „Frontiers” i ostatnia „Origins”. Jeśli planujecie w te gry zagrać, to powinniście się z nimi zapoznawać w tej kolejności, bo wraz z każdą nową odsłoną pojawia się nowy wachlarz możliwości, bez którego poprzednie wersje wyglądają nieco ubogo . Tym bardziej warto w tej kolejności zagrać, bowiem pierwsza część jest od kilku miesięcy dostępna na Androida za darmo, pozostałe kosztują kilka złotych.

O co w tej grze chodzi? Mamy jedną dużą kampanię do wykonania, w której robimy misje jedna po drugiej. Zaczynamy mapę wraz z jednym bohaterem oraz pewną sumą pieniędzy. Za te pieniądze stawiamy (o dziwo!) wieże. Stawiamy je w wyznaczonych punktach, a mogą one być jednego z czterech typów – łucznicy, żołnierze, magowie, bombowcy. Każdy z nich jest na swój sposób dobry i jednym z zadań gracza będzie właściwie je dobrać. Gdy już rozmieścimy swoje oddziały rozpoczyna się bitwa. Pojawiają się fale wrogów, ale nie są one zainteresowane niszczeniem naszych wieży (no, większość). Będą próbowały przedrzeć się na koniec mapy (obszar oznaczony niebieską tarczą). Jeśli wróg przejdzie, zabiera nam jeden punkt życia chyba, że jest to bardziej wymagający przeciwnik, wówczas może wziąć ich nawet 5. Grę rozpoczynamy z 20 życiami. Warunkiem zwycięstwa na mapie jest zachowanie przynajmniej jednego życia, jednak im więcej zachowamy, tym lepszą ocenę końcową, wyrażoną w gwiazdkach, dostajemy. W trakcie gry możemy budować nowe wieże albo ulepszać istniejące. Czynimy to za pieniądze zdobyte przez zabijanie wrogów.

Z początku wydawało mi się, że jest to gra dla dzieci, bo sami widzicie, ta grafika i animacje raczej dla siedmiolatka niż dwudziestokilkulatka, ale na szczęście się myliłem. Gra jest wciągająca, nawet za bardzo, bo ile razy mówiłem „tylko jedna mapa”, a skończyło się na minimum trzech. Gra się przyjemnie, chociaż czasem potrafi doprowadzić do kurwicy, szczególnie jeśli przegrywamy przed samym końcem bitwy. Oprawa muzyczna i dźwiękowa jest w porządku. Duży plus za niezwykle luźny klimat w grze. Niemal każdy tekst wypowiadany przez naszą armię jest zerżniętym, znanym cytatem z popkultury (Say hello to my little friend! powinni kojarzyć wszyscy, którzy widzieli film „Scarface”). Do tego nawet na początku gry, kiedy mamy włączony samouczek z informacją jak budować wieże, ostatni punkt z wybudowanym obiektem nazywa się „w00t!”.

Cała seria „Kingdom Rush” jest naprawdę świetna i mogę wystawić ocenę 5/5. Mimo, że gier z gatunku „obrony wieżą” znajdziemy w Play Store kilka i mimo, że są one bardzo podobne, to jakoś nie jest to „Kingdom Rush” i nie potrafię w nie grać.

Gra jest także dostępna jako gra flash w przeglądarce internetowej, ale zdecydowanie lepiej gra się na ekranie dotykowym.

Comments
  • […] części… Ale kogo to obchodzi? Ważne, że jest bardzo grywalna, jak cała seria, którą opisałem w 2015 r. Gorąco polecam. Kosztuje „aż” 23 zł chyba, że nie zechcemy wesprzeć […]

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and