Jestę mądrym wariatem
2

Na koniec nieco życiowych spraw odnośnie studiów – jakie były moje oczekiwania, jak się skończyły i co teraz.

Witamy na uczelni!
Do dzisiaj pamiętam dzień, w którym złożyłem papiery do swojej (wtedy) nowej szkoły. Było to 3 lata temu. Zapisałem się przez internet (teraz tylko takie formy rekrutacji obowiązują), zapłaciłem kasę, ale dopiero w momencie, gdy drukowałem wymagane dokumenty rekrutacyjne, dotarło do mnie co zrobiłem . Czy ja serio chcę iść na kierunek, który wybrałem? Czy dam sobie radę? Może to nie dla mnie? Czy będzie mi to potrzebne? Że też nie udręczałem się takimi pytaniami przy zapisywaniu. Trzeba było iść na zawodówkę, nie byłoby problemu.

W dniu, w którym zanosiłem papiery, była ulewa, która trwała już kilka dni. Mokry jak szczur przyszedłem pod pokój, gdzie odbywała się rekrutacja. Chciałem chwilę ochłonąć i ostatni raz zadałem sobie pytanie, czy tego chcę. Po chwili wszedłem do środka, kończąc etap rekrutacji.

Wybór kierunku i szkoły
Sporo osób z klasy licealnej wybrało się do „lepszych miast” czyli Wrocław i Kraków, bo chcieli zostać studentami bardziej prestiżowych uczelni, niż tych, które mamy na miejscu. Ja z kolei wolałem zostać na miejscu. Uznałem, że po 3 zdanych latach, każdy będzie mieć taki sam papierek ukończenia, więc po co pchać się w nieznane? W tej kwestii akurat się nie myliłem, ale o tym później.

Uznałem też, że lepiej wybrać kierunek trudniejszy, na którym sztudent musi się wykazać, więc omijałem wszelkie ekonomie i zarządzania. Tu akurat się nieco pomyliłem.

3 lata zleciały jak 3 lata
O jakości swojej edukacji już wspominałem tutaj kilka razy. Przez 3 lata miałem ledwo 1 przedmiot dopasowany do mojej specjalizacji. Reszta była zbliżona (np. ma zastosowanie w specjalności, ale nie pokazano tego, a skupiono się na ogóle) albo kompletnie wyjęta z dupy (żeby nabić godziny nauczycielom). Nie mam wiedzy potrzebnej do wykonywania zawodu, a jak stwierdził dyrektor „jak pójdą do pracy, to tam ich wszystkiego nauczą”. Tylko, że ja nie czuję się na siłach iść do pracy bez wiedzy! Mam iść i świecić oczami, że nic nie wiem? I jakoś wątpię w to, żeby pracodawca siedział przy mnie i mnie wszystkiego uczył od podstaw.

Dyplom mam, owszem. Podobny otrzymałbym po Wrocławiu czy Krakowie. Jednak tam zapewne nauczyli by mnie więcej – w końcu renoma uczelni nie pozwala na nic innego.

W każdym razie jestem teraz licencjatem. Licencjat czyli wyższe wykształcenie, żadnego tytułu i poniekąd przymus dodatkowych 2 lat nauki.

Możliwość dokończenia studiów gdzieindziej
Kiedyś studia trwały 5 lat nieprzerwanie, jest to więc szkoła, w której spędza się najwięcej lat (po podstawówce). Jednak kilka lat temu kochana Unia Europejska postanowiła namieszać i rozdzielić 5 lat na 3+2. Daje to teoretycznie możliwość zakończenia nauki albo przeniesienia do innej uczelni po 3 latach. Jeśli ktoś jednak planuje 5 lat spędzić w jednej szkole, to wyjdzie na stratne, bo po 3 latach musi i tak przejść przez cały proces rekrutacyjny, a więc na zakończenie 3. roku pozamykać wszystkie sprawy, oddać kartę biblioteczną, a na początku 4. roku znowu takową kartę wyrabiać. Czy wspomniałem o opłacie rekrutacyjnej (ok. 80 zł)? I nowych fotach do legitymacji?

Mimo, że po 3 latach można się przenieść, to cały system jest tak skonstruowany, aby się nie przenosić. Po pierwsze, ewentualne zaległości. W mieście A mogłeś przez 3 lata nie mieć jakiegoś przedmiotu, ale w mieście B on był i ich to nie będzie obchodzić, że dla ciebie to nowość. Po drugie, uczelnie utrudniają studentom z innych szkół przejście, choćby przez organizowane testów wstępnych. Po części jest to zrozumiałe, w mieście A na lajcie nic się nie uczyłeś i masz same dobre oceny, podczas gdy w mieście B trzeba na tę samą ocenę poświęcić wiele nocy nad książkami. Potem w rekrutacji oboje kandydaci byliby tak samo traktowani? Stąd wymyślono testy dla „tych obcych”, aby ich sprawdzić (czytaj wypierdolić). Czasami w takich wypadkach w ogóle nie patrzy się na ich oceny końcowe, a jedynie na wynik testu.

Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze pół roku temu, że ja skorzystam z możliwości przeniesienia, to bym go głośno wyśmiał. Bo po co? Mam tutaj dom, rodzinę, przyjaciół, dziewczynę, dobre stopnie, kasę ze stypendium. Rzucić to dla miasta, w którym wszystko jest mi obce, mieszkać z dziwnymi ludźmi i pracować za marne grosze, by tylko przeżyć. Musiałbym być wariatem.

Jestę wariatem
A jednak. Pół roku temu bym się na to nie zdecydował, jednak przez ten czas trochę w moim życiu się zmieniło i uważam, że taki ruch jest warty ryzyka. Po 3 latach wpadłem w pułapkę „absolwenta bez pracy” i mam teraz 2 lata na ucieczkę z niej. Czy mi się uda? Przekonamy się za 2 lata .

Na pewno mam jakieś szanse. Przy mojej byłej już uczelni działało centrum karier, które ma pomagać w znalezieniu pracy. Byłem tam raz, bo nie było sensu więcej przychodzić. Siedziała młoda laska, rozmawiała przez telefon i oznajmiła mi, bym sobie oferty przeglądał na internecie. Centrum kariery działa też przy mojej nowej uczelni. Pytają się o adres kontaktowy i obszary, w których chciałbym pracować, a oni coś wymyślą.

Gdyby jednak mi się nie udało, to nie będę mógł siebie o to winić, bo przynajmniej się starałem uciec z bezrobotnej pułapki, nie to co 2/3 starego roku, które zostało na tej samej uczelni.

Nie przepadam za przysłowiami z wielu powodów, ale z tym się zgodzę.

Będziesz żałować tylko tego, czego nie zrobiłeś.

A tak w ogóle to…

Jestę mądrym wariatem.

Comments
  • emil 11 sierpnia 2014 at 19:13

    Ja to dopiero mam, Prawo nie Prawo a targam palety w przetwórni. Żebyś się nie zdziwił jak też pójdziesz tam gdzie będzie praca.

  • admin 11 sierpnia 2014 at 20:26

    Jak nie będzie w moim zawodzie, to nie będę wybrzydzać. Ale nie po to się uczymy do 25. roku życia, żeby potem łapać byle jakiej roboty, z drugiej strony.

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and