Kartka z pamiętnika akademikowego 3
4

Kurwa jego mać.

W sumie to mógłbym dzisiaj napisać o nowych znajomościach, śmiesznych perypetiach i ciężkim zakuwaniu. Tylko po co. Jest ciekawszy temat, który aż się prosi, by go opowiedzieć – moja wyprowadzka. Na razie na inne piętro w akademiku.

Czemu spierdalam?
Powody są dwa – piętro oraz współlokator. Obecnie mieszkam na najwyższym piętrze w akademiku i zanim się tam dojdzie z przystanku, który jest pod akademikiem, mija dobra chwila. Poza tym, mój korytarz jest najbardziej rozrywkowy ze wszystkich – jest kilku stałych imprezowiczów, kilkoro pierwszaków, którym woda sodowa uderza do głowy, do tego dodać znajomych po kieliszku wyżej wymienionych osób i jest całkiem wesołe piętro. Tak właściwie, to jedyne piętro, na którym coś się dzieje. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej źle.

Drugim powodem mojej ucieczki jest mój współlokator. Tak, wiem, kiedyś pisałem na tej stronie, że jest w porządku – bo tak jest. Można z nim pogadać, pośmiać się i wypić, ale bez przesady. Jest typem wiecznego studenta – ma na naukę wyjebane, na połowę zajęć nie chodzi, poprzedniej sesji nie ma zdanej, ale będzie mieć 100 poprawek, bo jeśli mieliby go wyjebać, to będzie się chwytać wszystkiego, byle do tego nie dopuścić. Poza tym, nie nadaje się on do życia z kimś. Ciuchy porozwalane, granie po nocach, laptop włączony 24 na dobę, odtwarzanie muzyki po całości z głośników (nawet gdy widział, że siedzę nad książką). Kilka osób stwierdziło, że mi współczuje, chociaż oni tak naprawdę wielu rzeczy przez zamknięte drzwi nie widzieli. Mówili mi, żebym go reformował, ale byłoby za dużo rzeczy do zmiany. A niektórych nawyków się nie oduczy chłopaka, który już czwarty rok mieszka w akademiku.

Anegdota
Wymyśliłem nawet małą anegdotkę. Jestem ciekaw, czy udzielicie właściwej odpowiedzi, bo wiele osób zgadło!

W pokoju mamy dwa krzesełka, jedno przy stole, drugie takie „wolnostojące”. Współlokator przywłaszczył sobie jeden jedyny stół jaki mieliśmy w pokoju i postawił na nim swojego laptopa, przy którym siedzi niemal cały czas. Wolnostojące stoi przy małej szafce, która w ostateczności też może posłużyć za stół (na brudne talerze współlokatora…).

Pytanie – które krzesełko jest moje, a które jego?

Spojler Pokaż

Decyzja
Doszedłem do wniosku, że nie ma co czekać i przenoszę się na inne piętro, gdzie będzie ciut ciszej i normalny współlokator. Chciałem tylko rozstać się w miłej atmosferze, bo przecież nie powiem mu wprost „jesteś zjebem i spierdalam od ciebie”. Natrafiła się idealna okazja, by załatwić to pokojowo. W ostatni czwartek odbyła się impreza po-Halloweenowa, bo w czasie, gdy był Halloween, to niemal wszyscy pojechali do domu (wolne przed Wszystkimi Świętymi). Ludzie mieli się przebrać, początek imprezy łagodny, a potem chlanie. Łatwo przewidzieć, że będzie hałas i rozpierdol, więc idealna okazja, by powiedzieć „stary, to jednak nie dla mnie, przenoszę się tam, gdzie będzie spokojniej, było miło”. I wszyscy kochają się i miłują. Czy aby na pewno?

Przyspieszona decyzja
Mój plan był niemalże idealny, musiałem jednak poczekać kilka dni do czasu imprezy. Niestety, ale nie wytrzymałem. W nocy z wtorku na środę współlokator wyszedł chlać, wrócił o pierwszej w nocy, a ja niemal zawsze musze wstawać o 6. rano. Obudził mnie, zaczął opowiadać jak tam laska, z którą był, rzygała i co on tam jeszcze widział. Następnie zaświecił światła w pokoju, zjadł wszystkie swoje produkty z lodówki, zagotował sobie wodę w czajniku, przejrzał FB z 10 razy i włączył sobie jeszcze film (przy włączonych głośnikach). Rzuciłem tylko „serio?”, a on siedział w milczeniu. Całość trwała jakąś godzinę i kolejnego dnia byłem cholernie zmęczony. Doszedłem do wniosku, że nie ma co czekać i spierdalać jak najszybciej, bo poprawy nie będzie.

Nie jestem sam
W czwartek rano wybrałem się do kierownika akademika. Nie byłem jednak sam. Ze mną była jeszcze koleżanka oraz jej współlokatorka, które mieszkają na tym samym piętrze co ja, kilka pokoi dalej. Im też przeszkadza hałas na korytarzu, ale mają też swoje powody. Współlokatorka koleżanki nie jest Polką, jest z (jebanego) Erasmusa i w styczniu wraca do siebie. Koleżanka bała się, że potem dadzą jej współlokatora takiego jak ja mam, więc póki jeszcze może, chciała się przenieść do znajomej, która akurat ma wolne miejsce w pokoju. Z kolei jej współlokatorka nie chciała zostać sama (heh). I tak oto w trójkę poszliśmy załatwiać formalności. Koleżanka wiedziała gdzie chciała iść, jej współlokatorka otrzymała wykaz 10 pokoi, w których jest miejsce, tylko ma się wpierw dogadać z mieszkającymi tam dziewczynami. Ja otrzymałem do wyboru… Dwa pokoje. A właściwie jeden, bo drugi z nich nie był daleko od mojego obecnego pokoju, więc za daleko od syfu bym nie uciekł. Miałem więc do wyboru jeden pokój, na fajnym piętrze, gdzie jest mniej ludzi, a moją sąsiadką będzie… Moja koleżanka. Jestem za.

Gdy wróciłem z zajęć, czyhałem na swojego nowego współlokatora. Co godzinę szedłem pod jego pokój, sprawdzając czy już wrócił – bezskutecznie. Współlokatorka koleżanki w tym czasie znalazła nowy pokój i już się wyprowadziła. Godziny mijały, a moje sprawy stały w miejscu.

Początek imprezy
Tymczasem impreza po-Halloweenowa zaczęła się rozkręcać. Przyszło sporo osób przebranych w różne, dosyć ciekawe kostiumy. Dużo znajomych twarzy, ale też sporo nieznajomych – mnóstwo ludzi jednym słowem. W ruch poszła wódka. Siedziałem w pokoju koleżanki, przepisując zadanie domowe na kolejny dzień i czekałem w niecierpliwości na swojego nowego współlokatora.

Wreszcie około godziny 22 zastałem go. Pogadaliśmy z 10 minut, wydawał się być ogarnięty i nie miał nic przeciwko mojej przeprowadzce. Jako, że w czwartkową noc nie będę się przeprowadzać, w piątek wyjechałem, potem jest kilka dni wolnych (11. listopada), to moje oficjalne przemeldowanie nastąpi w środę lub czwartek, co oznacza, że jeszcze 2 noce spędzę w swoim starym pokoju, ale to już powinno być do wytrzymania, czyż nie?

Co to kurwa jest?
Gdy wróciłem po pogawędce, zobaczyłem na swoim korytarzu jeszcze większą ilość osób, darcie mordy, roztrzaskane kieliszki i dym papierosowy. Koleżanka zaproponowała, że skoro ma teraz wolne łóżko, to mnie przenocuje. Słysząc odgłosy kolejnego stłuczonego kieliszka i coraz głośniejszą muzykę, doszedłem do wniosku, że to jest jedyne rozwiązanie na tamten wieczór. Tym bardziej, że największe skupisko ludzi na korytarzu było akurat obok mojego pokoju. Już widzę, jak wstaję rano.

Idę więc do swojego pokoju po kołdrę, po drodze jestem zaczepiony przez kilka najebanych osób, „czemu się z nami nie napijesz?”. Gdy już miałem otwierać drzwi do swojego pokoju, kolega stojący obok zapytał

-Czy chcesz tam wejść?
– (hmm) No.
-Na pewno?
– (eee) Tak. (Trup? Narzygane? – w myślach).

Otwieram drzwi. Mój współlokator z pięcioosobową grupą ludzi, stoją na środku przy głośnej muzyce i jarają. Nie wiem co, nie chcę wiedzieć. O ja pierdole. Widziałem ich oczy, gadali ze sobą, ale patrzyli w ścianę przed siebie. Zapytałem się współlokatora, czy ich zna. Zaprzeczył. No kurwa. Jeden z gości gadał z ukraińskim akcentem. Jeszcze mój portfel tam leżał, ale dzięki Bogu nic nie zniknęło.

Najpierw wziąłem ze sobą tylko rzeczy do spania, ale potem doszedłem do wniosku, że biorę wszystko – cholera wie co potem za zwidy mają po takim jaraniu. Kilka kursów z plecakiem i przeniosłem wszystkie swoje manatki. W tym czasie w moim pokoju włączył się czujnik dymu i współlokator nagle zesrany, panika, krzyczał by goście wypierdalali, ale im się jakoś do tego nie kwapiło. Wreszcie wyszli, zostałem sam – w oparach dymu, przy włączonej kontrolce czujnika dymu i głośnej muzyki z lapka pakowałem swoje rzeczy.

Gdy już zrobiłem ostatni kurs do swojego tymczasowego pokoju, spojrzałem na koleżankę, która przepisywała wykład z komputera. Nigdy nie widziałem jej tak wkurwionej jak wtedy i jeszcze nigdy nie rzucała takiej wiązanki przekleństw jak wtedy. Powiedziałem tylko „cieszysz się, że się przeprowadzamy, cnie?”.

Po godzinie 23. towarzystwo zostało rozpędzone przez portiera. Gdy obchód się zakończył, impreza miała zostać wznowiona, ale już tylko nieliczni wyszli ze swoich pokoi, po czym wrócili do siebie.

I w tych nieco dziwnych okolicznościach spędziłem swoją pierwsza noc poza swoim pokojem. Było kilka głupich docinków „czy masz gumki”, ale jakoś mnie to nie bawiło. Przespaliśmy kilka godzin i rano szkoła.

Swoje rzeczy na razie zostawiłem w jej pokoju, bo nie widziałem sensu nosić wszystkiego z powrotem do swojego pokoju, tym bardziej, że zaraz się będę przeprowadzał na serio. Przeniosłem jedynie rzeczy do spania, bo nie wiem kiedy ona dokładnie wróci. Wbiłem do swojego pokoju około godziny 8. Mój współlokator był już ubrany i nakurwiał gry na komputerze. Zrobił sobie już wygodnie, bo na moim łóżku leżały jego ciuchy.

Gdy zamykałem za sobą drzwi, cholernie się cieszyłem, że ta patologia się skończyła.

Gdy rano rozmawiałem z jedną dziewczyną z mojego piętra, opowiedziałem jej o jaraniu. Ta stwierdziła, że mam się przenieść do innego pokoju. Gdy jej oznajmiłem, że idę na inne piętro, była oburzona „no jak to opuszczasz nas? Przenieś się do innego pokoju, ale na naszym piętrze.”.

Nie, dzięki.

Dlaczego awanturuję się o zielsko?
Eh.

Spojler Pokaż
Comments
  • Gudio 8 listopada 2014 at 19:22

    Co ty masz za akademik? W tym roku postanowiłem również zamieszkać w domu studenckim, jednak takich imprez jak u ciebie to tutaj nie ma. Muzyka co prawda jest głośno, ale w okolicach godziny zero wszystko się gasi, no chyba, że jest jakaś okazja typu urodziny albo poniedziałek. (:D) Dodatkowo niektórzy rozstawiają sobie stoliki w korytarzu i piją kulturalnie wódkę.
    Jedyny pozytyw u ciebie to charakter dziewczyn. Tutaj ciężko jakąś poznać, bo albo jest z chłopakiem all the time, albo zostaje przy starych znajomościach i nie chce nawiązywać nowych.
    Po alarmie, który włączył się w twoim pokoju, portier powinien wyczuć co się tam działo i zadzwonić po pały. Wyrok w zawieszeniu stałby się wyrokiem tym prawdziwym, a nie tylko tym brudzącym papiery.

  • admin 8 listopada 2014 at 21:53

    Akurat ta impreza została zgłoszona do kierownika i z nim ustalone, ale mam wrażenie, że w pewnym momencie zaczęła się wymykać spod kontroli. Tak właściwie to był to (dopiero?) drugi raz, kiedy w nocy za szybko się nie zasnęło, więc nie ma źle. Bardziej wkurwiające jest to, że mój były współlokator się szwenda po nocach i zamiast wracać po cichu do pokoju, to robi rozpierdol.

    Co do lasek to racja, jest sporo wolnych, ale i te zajęte jakoś nie zamykają się przed innymi ;).

    Po alarmie to współlokator chyba pobiegł do portiera powiedzieć „nic się nie stało”, a ten chyba uwierzył.

  • TakBylo 8 listopada 2014 at 22:13

    Coś chyba już wspominałem o akademikach, nie pomyliłem się.

    Przejebane mają ci co faktycznie idą na studia by się czegoś nauczyć (bo niestety, nie każdy ma takie podejście). Jakieś konflikty to ciągle będą, gdzie ludzie – tam konflikty. A co dopiero jak są grupki ludzi, albo po prostu osoby które chcą się uczyć i osoby które mają na to wyjebane i nie potrafią tego uszanować. Znam parę przykładów z życia. Twoja sytuacja jest tak na prawdę jedną z wielu.

    No ale życzę wytrwałości i cierpliwości, bo życzyć Ci dobrych warunków to raczej nie ma co.
    Good Luck.

  • admin 9 listopada 2014 at 00:32

    To zależy od ludzi, z którymi mieszkasz. Najlepiej to oczywiście współlokatora znajomego mieć, bo potem nigdy nie wiadomo, kogo tobie przydzielą. Mi się nie udało trafić dobrze, bo dostałem swoje przeciwieństwo ;).

    Teraz patrzę optymistycznie w przyszłość, nowy współlokator w krótkiej rozmowie stwierdził, że nie chce dużo osób w pokoju, więc nie chce imprez w pokoju. To dobrze, bo wciąż mam przed oczami scenkę jarania w moim pokoju.

    Zobaczymy w kolejnej notce :).

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and