Kartka z pamiętnika akademikowego 9
1

Chwilka czasu na opierdalanie, więc można coś napisać .

To ja, stary koń!
Mimo, że to dopiero mój drugi rok nauki w danym miejscu i drugi rok mieszkania w akademiku, to czuję się już jak weteran. Wiem gdzie co jest, kto jest, jak co załatwić… I tą wiedzą dzielę się z pierwszakami.

Niczym stary mędrzec uczę młodych.

Stary.

Więcej ruskich w Polsce
Trafiło mi się fajne piętro w akademiku, gdzie było kilku starych znajomych i nieco nowych. Fajnie się dogadujemy, bo nalegałem, by pierwszego dnia zrobić integrację piętra – wiem, że taka integracja na początku jest ważna, chyba, że chcesz przechodzić później na korytarzu mijać innych spoglądając w podłogę.

To co jednak widać na pierwszy rzut oka – z roku na rok rośnie liczba obcokrajowców kwaterowanych w akademikach, szczególnie tych ze wschodu piszących cyrylicą. Stanowią oni już swoistą grupę etniczną i z racji swej wielkości nie mają problemu z prowadzeniem w swoim gronie rozmów po rosyjsku czy ukraińsku. A my Polacy potem stoimy i się patrzymy na nich. Zastanawiamy się nad przyklejeniem naklejek „mówimy po polsku”.

W każdym razie uchodźcy ruscy koledzy chcą poznać o naszym kraju jak najwięcej i łikendowe wypady do Wrocławia czy Krakowa to dla nich nie jest kłopot (nawet finansowy). Ilu z was było w tych miastach? Oni byli i się dziwią, że my tam nie byliśmy.

Kto robi pokój?
Pewnego razu jedna Ruska wstawiła na FB zdjęcie swojej mordy z podpisem, cytując, „byliśmy dziś na film o Wałęsa”. Mieliśmy chwilową bekę, ale ja postanowiłem sprawdzić, ile ona z tego filmu zapamiętała. Zadawałem jej pytania odnośnie Wałęsy, nie na wszystkie znała odpowiedź, ale sporo wiedziała. Moim ostatnim pytaniem było „za co Wałęsa dostał nagrodę Nobla?”, na co odpowiedzi nie dostałem. Więc jej tłumaczę „bo Wałęsa robił pokój na świecie… Tak samo jak Putin.” Polacy (i Ukraińcy w sumie też) beka, a Rusce mina zrzedła.

Zapomnij! Zapamiętaj!
Ta sama Ruska trzyma lodówkę na balkonie (nie pytajcie o szczegóły). Kumpel miał konserwę, więc postanowił ją wrzucić do lodówki pewnego razu. Udało się, po czym poszedł do niej „ja po swoją konserwę” . Kolejnego dnia postanowił ten wyczyn powtórzyć. Konserwa trafiła do lodówki, ale Ruska nie chciała jej oddać. Powiedziała podniesionym tonem (ale nie wkurwionym) „A o konserwie możesz zapamiętać!”. Staliśmy obok i przez chwilę zwątpiliśmy, po czym zaczęliśmy się śmiać. A ona stała i była nieświadoma swojego błędu .

Moje wszystko
Przejęzyczenia są śmieszne. Pewnego razu na korytarzu pojawiła się półka z szafy (trzy zbite deski). Nie wiadomo czyja, ale to nieważne. Wymyśliłem, że może ona posłużyć za krzesło i że przyda się osobom palącym na korytarzu.

Pomysł okazał się być trafiony. Pewnego razu na półce siedział Ukrainiec z fajką. Podczas rozmowy rozłożył ręce i powiedział „Moje miasto!”. Oczywiście miał na myśli „miejsce”, ale beka znowu była.

Kilka dni później przez korytarz przewinęła się grupa pijaczków z innego piętra. W środku nocy krach, który mnie obudził. Rano wychodzę, a tu półka złamana na pół. Moja reakcja?

„Kurwa, moje miasto rozjebane!”

To ma swoją nazwę?
Innego razu poznałem Ruskę, która okazała się być muzułmanką. Jednak nie taką prawdziwą, coś w rodzaju „wierząca, ale praktykująca”. Stwierdziła, że w tak dużym i tętniącym życiem mieście jak Moskwa, trudno jest być muzułmaninem, jeśli trzeba się co jakiś czas gorliwie modlić. A ja bez ogródek rzuciłem hasłem „czemu nie nosisz tej takiej szmaty na głowie”?

Od tamtego czasu przyjęła się taka nazwa na tę część ubioru .

Kto się nie myje?
Jeśli miałbym wymienić cechy charakterystyczne życia w akademiku, to z pewnością musiałbym wymienić niewielką prywatność oraz szalone tempo rozchodzenia się plotek. I tak, jak jeden chłopak myje się raz od święta, tak wszyscy już o tym wiedzą i zyskał stosowny pseudonim .

Pewnego razu
-Przydałby się teraz ktoś, kto umie po rusku – mówię.
-(ten co się nie myje) potrafi. On wszystko potrafi. Czego on nie umie? – odpowiada koleżanka.
-Umyć się – rzucam bez namysłu.

Kumpel uczestniczący w tej rozmowie zaliczył jednosekundową zwiechę po czym zaczął się śmiać na cały głos, a ja razem z nim.

Odwiedziny
Przy akademiku działa studencka rozgłośnia radiowa. Studenckie radio wydaje się być w teorii dobrym pomysłem, ale tylko w teorii. Jakość audycji jest słaba, muzyka z dupy, a do tego problemy techniczne jak np. niewyregulowana głośność – podczas wywiadu jedna osoba krzyczy, a druga szepcze. Pewnego razu kumpel, pełniący pewne obowiązku w samorządzie studenckim, został zaproszony do radia. Z kolegami słuchaliśmy audycji i doszliśmy do wniosku, że chętnie zobaczylibyśmy, jak to studio wygląda.

Poszliśmy pod wskazane miejsce, stoimy przed szklanymi drzwiami, za którymi znajdowało się radio. Mieliśmy chwilowy moment zawahania czy wchodzić, więc postanowiłem, że wejdę pierwszy. Podszedłem do drzwi, chwyciłem za klamkę, ale koledzy nadal stali w miejscu.

Akurat za drzwiami przechodziły dwie dziewczyny. Jeden z kumpli na ten widok krzyknął momentalnie „Dupy! Idziemy.”

I tak znaleźliśmy się w środku. Kilka osób kręciło się obok nas, ale nikt nie zwrócił uwagi. Trochę tak jakby się speszyli na nas widok i zaczęli uciekać, a my sobie kulturalnie staliśmy na korytarzu. Ktoś w końcu się nami zainteresował i poszedł po główną redaktorkę radia. Ta przyszła z jakimś chudym ziomkiem 1,85m. Przywitała się z nami.

-Czego chcecie?
-Zobaczyć to studio, nigdy tu nie byliśmy – odpowiada kumpel.
-A kim jesteście?
-Studentami – odpowiada znowu on.

Zacząłem się momentalnie śmiać, a dziewczyna z długasem zaczęli nam tłumaczyć, że nie można zwiedzać, jak coś mamy się zarekrutować do radia. Opuściliśmy budynek i wciąż się śmialiśmy z zaistniałej sytuacji.

Zwierz się nieznajomemu, czemu nie
Jadąc w autobusie zaczepił mnie współpasażer. Proste pytanie – w autobusach kolejne przystanki są na ogół zapowiadane, ale czasem źle to działa – pyta się więc, czy w tamtym autobusie wszystko działa. Odpowiadam twierdząco. Współpasażer opowiada gdzie chce jechać, w sumie czemu nie, jestem otwarty na rozmowy z innymi podróżnymi (w szczególności na płeć przeciwną ) . Ale w tym wypadku koleś zaczął mi opowiadać wszystkie pierdoły. Jak poszedł do nowo powstałej szkoły, nikt prawie matury nie zdał, jego kumple coś tam… Pół biedy, ale potem zaczął się chwalić, że ma dwie roboty na czarno. Brakowało tylko jeszcze, by podał adres oraz by jakiś inspektor jechał z nami w autobusie.

Przy okazji mówił też o swojej dziewczynie. Rozwalił mnie moment, gdy mówił o tym, jak znalazł się w Katowicach.
-Mieliśmy z dziewczyną iść na studia do jednego miasta. Ja chciałem Kraków, bo bliżej do domu byśmy mieli, a jej się Wrocław podobał i tam chciała iść. Poszliśmy więc na kompromis, pośrodku są Katowice i tutaj jesteśmy.

Patrzyłem na niego jak na oszołoma. Nie wiem czy takie rozwiązanie można nazwać kompromisem. A w ogóle to pójście do jakiejś szkoły tylko dlatego, że ktoś idzie to głupota i świadczy o niedojrzałym zachowaniu. Ogólnie miałem ochotę mu powiedzieć, by rzucił dziewczynę , ale mówił o niej tylko ochami i achami, więc przemilczałem tę kwestię.

Przyciągam oszołomów
Jakieś dwa dni po tym wydarzeniu stoję na przystanku autobusowym. Podchodzi ziomek, gdy stanął w miejscu to rzuciło go do tyłu, taki nawalony był.
-Stąd odjeżdża autobus? – pyta.
-Tak (w końcu masz tabliczkę przystanku?!) – odpowiadam.

Akurat czytałem wiadomości RSS na telefonie, więc mój wzrok wrócił na komórkę.

-I tak cię nie kocha – wznawia rozmowę podchmielony koleś.
-Wiem – odpowiadam bez zastanowienia, w sumie nie wiem dlaczego.
-Ja swoją kochałem…. A ona mnie rzuciła tak z dnia na dzień – zaczął się zwierzać – nic nie powiedziała, chciałem wiedzieć czemu, nie. Zacząłem pić, palić… Przez nią. Byłem dla niej za dobry.

Przez chwilę wydawało mi się, że widzę przynajmniej w części swoje odbicie w lustrze.

-Zapisałem ją na terapię – kontynuował. Ona ćpała. Dawała dupy, by mieć kasę na to. Ja ją z tego wyciągnąłem. A teraz?

Poczułem się lekko zmieszany.

-Dzięki policji żyję jeszcze – mówi dalej.
-Jak to?
-(podwija rękaw i pokazuje rany na ręce) Przez to.

Jeszcze tam się ziomek trochę pozwierzał, ja mu mówiłem, że spoko, znajdzie sobie kogoś innego.

-Ale ja ją kochałem. Nie potrafię bez niej żyć – mówi w zadumie – ona była dla mnie wszystkim… A tak w ogóle to nie była ona, tylko on. Jestem gejem.

Szczęka w dół mi opadła.

Nie taki kanar zły
Zostając w temacie przygód autobusowych, to pewnego razu kierowcą był niedoszły rajdowiec, który jechał tak szalenie (całe szczęście, że odcinek był w miarę prosty, bo inaczej mogło się to źle skończyć), że wszystkich rzucało w autobusie. Pewna babcia chciała mieć skasowany bilet i poprosiła o pomoc pewną kobietę. Ta nie potrafiła dojść do kasownika, bo trudno było utrzymać się w miejscu, a co dopiero iść. Gdy już była przy kasowniku zauważyła, że bilet został już kiedyś skasowany. Wraca do babci i jej to oznajmia wspominając „jeszcze by pani mandat zapłaciła”. Babcia wręcza jej nieskasowany bilet, kobieta rozpoczyna ponownie trudną przeprawę do kasownika.

Gdy w końcu udało się bilet skasować i kobieta zajęła z powrotem swoje miejsce, dwóch panów w czapkach bejzbolowych wstało i rozpoczęło kontrolę biletów.

Tyle się słyszało, że kanary rozpoczynają kontrolę 10 sekund po odjeździe autobusu, jeszcze zanim ludzie zdążą skasować bilet, a tymczasem oni po prostu czekali, aż wszyscy skasują. Czy to oznacza, że takie historyjki można włożyć między bajki?

Nie wiem czemu, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa pierwsza osoba skontrolowana przez kanara nie ma najczęściej biletu. Nie wiem po czym oni to widzą, ale mają nosa. Tak też było i w tym wypadku. Osoba ta odmówiła podpisania mandatu, ciekawe co chce zdziałać?

Trudna praca ochroniarza
Na początku października, gdy jeszcze nie było czego się uczyć, zorganizowaliśmy grubszą imprezę. Tak grubą, że kolejnego dnia wszyscy umierali i byli bladzi jak ściany. Gdy już mieliśmy nieco wypite, postanowiliśmy pójść do klubu obok. Musieliśmy się tylko spieszyć, bo zostało 10 minut do końca darmowych wejść.

Nie wiem kto, ale jakiś geniusz rzucił, by wejść do środka z piwem. Browary w kieszenie i idziemy. Trochę wypiliśmy przed wejściem i wchodzimy do środka. Najprawdopodobniej całość widział kątem oka ochroniarz. Gdy przechodziliśmy obok niego, ten nas zatrzymał, a że ja byłem pierwszy, to konkretnie mnie.
-Chwila! Co masz w kieszeni? – pyta.
-Dokumenty, portfel, telefon – wymieniam, oczywiście ani mru mru o piwie.
-Coś jeszcze?
-Nie – odpowiadam, według relacji kompanów, bardzo przekonywująco.
-Idiotę sobie ze mnie robisz? Idź na dół i zastanów się nad swoim zachowaniem – powiedział lekko wkurwiony.

Wyszliśmy przed klub i śmialiśmy się na całego. Wypiliśmy piwa na strzała i weszliśmy bez problemu . Minus był taki, że waliło od nas na kilometr piwskiem…

Gaz
Jeśli już mowa o imprezach, to (głównie ze względu na moją skromną osobę) została zorganizowana impreza korytarzowa, na którą wstęp mieli wszyscy. Było fajnie, ale komuś nasze hałasy w nocy się nie spodobały i … Rzucono gazem pieprzowym! Zaczęliśmy się dusić i oczy nam łzawiły. Uciekaliśmy w głąb korytarza przed gazem, ale on po jakimś czasie nas doganiał. Dzisiaj jak to wspominamy to sytuacja jest komiczna, ale wtedy do śmiechu nie było.

I tak gdy uciekaliśmy przed gazem, pouciekaliśmy w różnych kierunkach, ale potem znowu zaczęliśmy się łączyć. Za „moją” grupą wciąż szedł gaz, więc szukaliśmy schronienia i  natrafiliśmy na inną grupę. Zamknęli drzwi na korytarz. Podbiliśmy do drzwi, waliliśmy jak opętani i krzyczeliśmy „wpuście nas!”

Czułem się niczym w filmie.

Poszerzamy zakres działalności
Niedaleko mojego akademika są dwa inne, należące do innej szkoły. Konkretnie medycznej, a to oznacza dużo dziewczyn, więc to już jest wystarczający powód, by znaleźć się w środku. I tak z kolegą przymierzaliśmy się, by tam iść, aż w końcu się wybraliśmy. Kompletnie bez żadnego większego planu (poza tym, by się wkręcić do środka) i żadnego rozeznania, jak tam wpuszczają gości.

Gdy byliśmy przed budynkiem ustaliliśmy wspólną wersję – chcemy odwiedzić koleżankę, która mieszka w pokoju o numerze takim samym, w jakim ja mieszkam (nie pytajcie czemu). Bajkę tę mieliśmy sprzedać portierowi. Wchodzimy do środka, a tam obok portiera od razu ochroniarz. Mówimy wspólną wersję, a portier nam oświadcza, że takiego pokoju tam nie ma. No to wpadliśmy jak śliwka w kompot!

-A do kogo idziecie? – pyta portier.

No to lipa, bo tego nie ustaliliśmy i zaczęliśmy się jąkać. W końcu kumpel powiedział imię i nazwisko pewnej koleżanki, która na pewno tam nie mieszka. Portier wyciąga zeszyt ze spisem mieszkańców i zaczyna szukać. Ciśnienie nieco podskoczyło.

-Monika? Jesteście pewni? Jest tylko Edyta i mieszka w pokoju (właściwie numer bardzo bliski tego, co powiedzieliśmy). Może to ona? – odpowiedział portier.

Byliśmy już tak spaleni tym, że nasza ściema się nie klei, więc stopniowo odpuszczaliśmy i wyszliśmy. Portier z ochroniarzem miał bekę z nas, ale nie było z tego żadnych konsekwencji. Zdobyliśmy jednak sporo informacji, które sprzedaliśmy jako ściema w drugim akademiku, do którego już wbiliśmy bez problemu . Do pierwszego akademika wróciliśmy i tak dzień później . I najlepsze dopiero przed nami!

Tym pozytywnym akcentem zamykam tę kartkę. Przygód było oczywiście wiele więcej, ale wybrałem te najciekawsze, o których pomyślałem, że będzie się przyjemnie czytać . Kolejna kartka kiedyś jak będzie czas…

Comments
  • […] starej znajomości W Kartce 9 zapomniałem wspomnieć o najistotniejszej rzeczy na początku roku akademickiego – […]

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and