Módlcie się za zmarłych i dajcie im spokój
2

Media lubią informować o drogowych wypadkach, ja za to takie informacje omijam szerokim łukiem. W takich zdarzeniach ginie czyjaś rodzina czy znajomi i z pewnością nie jest im miło, gdy z tego nieszczęścia tworzy się papkę dla mas. Innym powodem, dla których nie czytam takich informacji w internecie, jest żałosny poziom dyskusji w komentarzach. Wystarczy, że w tytule pojawi się jedno ze słów-kluczy jak “bmw”, “Niemiec” czy “dziadek”, a internauci od razu zabierają się do pisania bluzg w kierunku tej osoby mimo, że szczegółów sprawy nie znają.

Kolejny wypadek – kolejne pożywienie mediów
Pewnego dnia, w środę, był poważny wypadek na drodze, kilkanaście kilometrów obok mnie. Wiadomość pojawiła się szybko w mediach lokalnych, ale poszła również na całą Polskę, bo informacja o wypadku pojawiła się w internecie (Onet, Interia), w gazetach (Rzeczpospolita, Polska the Times, Fakt), w radiu (RMF) oraz w telewizji (TVP Info, TVN24) – jednym słowem wszędzie. Temat w sam raz nadaje się po materiale „Kukizowi spada”, a przed „Stadion Narodowy zmieni nazwę”. Tak, by ludzie mogli przed telewizorami chwilę pokręcić głową, zadać sobie pytanie „czy można było do tego nie dopuścić”, by 5 minut później już się śmiać z czegoś zupełnie innego.

Temat ten w sam raz nadawał się do ogólnopolskiej telewizji – młode małżeństwo jedzie wraz z kilkumiesięcznym dzieckiem samochodem. Z naprzeciwka kierowca „na czołówkę” wjeżdża w nich, a w tył wjeżdża inny samochód. Para ginie na miejscu, dziecko wylatuje z samochodu i cudem przeżywa. Mają jeszcze drugie, kilkuletnie dziecko, które jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że zostało sierotą. Reszta uczestników wypadku wychodzi bez szwanku. Bogu ducha winne (młode) małżeństwo, które jechało prawidłowo… Przyznajcie sami, że pasuje, by na chwilę wzruszyć publiczność?

Nie obchodzi mnie to
Wiadomość ta szybko stała się tematem plotek i pogaduszek, najprościej byłoby powiedzieć, że mówili o niej wszyscy wokoło. Ja zostałem przy swoim stanowisku i sprawą się nie interesowałem. W końcu jednak nie wytrzymałem, bo za dużo osób mi o tym mówiło. Dla spokoju (nie świętego) postanowiłem przeczytać o wypadku w internecie. Odpowiednia fraza w wyszukiwarkę i wyniki z hasłami ZDJĘCIA, WIDEŁO. Samochody porozwalane, strażacy chodzą w te i wewte. Dobra, wystarczy mi, bo nie chciałem więcej wiedzieć, a i tak się już źle czułem, że w ogóle na to patrzę. Zerknąłem jeszcze tylko na komentarze, w których internauci nie zostawiają suchej nitki na sprawcy wypadku. Ba, wiedzą nawet, że podczas wypadku gadał on przez komórkę, a przecież wtedy „nie daje się kierunkowskazów i jeździ się wężykiem po drodze” chociaż nigdzie tej informacji nie było!

Kilka komentarzy niżej, „hieny” chcą wiedzieć jak najwięcej o osobach, które zginęły, szczególnie interesuje ich, skąd oni byli. No kurwa! W czym taka informacja ma im pomóc? Czy zwróci to zmarłym życie? To już ingerencja w czyjeś życie.

Kilka dni później (czytaj notkę dalej), kilka komentarzy niżej rozpoczęła się wręcz wojna o to, skąd pochodziło młode małżeństwo. Jeden pisze, że oboje byli z miejscowości X, drugi go poprawia, że byli z Y, jeszcze kilka osób włącza się w dyskusję i zaczyna się kłótnia skąd oni byli! W końcu wypowiedziała się jeszcze inna osoba, pisząc (prawidłowo…), że on był z X, ona z Y, a mieszkali w Z. Czy to jest komuś potrzebne? Czy ludziom nie wstyd?

Temat aktualny
Piątek, od wypadku minęły dwa dni. Ogólnopolskie media sprawą przestały się już interesować, bo w sumie dalsze losy sprawy średnio obchodzą przeciętnego odbiorcy treści. Lokalne media jeszcze informują o dalszych wieściach, a w rozmowach między ludźmi temat nadal żyje.

Nie znasz dnia ani godziny
W sobotę otrzymałem telefon. „Kojarzysz ten wypadek? Tym autem jechała nasza koleżanka ze szkoły…”.

Nie mówisz serio? Przyznaj? Ale naprawdę? Nie, to niemożliwe. To kurwa niemożliwe!

Naprawdę?

Nie wiedziałem co myśleć, byłem nieco rozbity. Nie da się zrozumieć zrządzeń losu. W miejscu, gdzie nastąpiła tragedia, jedzie dziennie mnóstwo samochodów, jadą szybko, bo to poza terenem zabudowanym. I akurat trafiło na nich. Może gdyby wyjechali wcześniej 5 minut albo nie stali gdzieś oczekując, aż ktoś ich wpuści do ruchu, nic by się nie wydarzyło. Albo też ktoś inny by zginął. Dla każdego z nas jest przygotowany osobny scenariusz, ale nie jest dane nam go poznać.

Nie potrafiłem uwierzyć. Gdy już się ogarnąłem, wróciłem do swojego wyszukiwanego hasła w internecie. Przejrzałem wszystkie witryny z wiadomością o wypadku. Czytałem je wiedząc kto zginął. Opis pasował po prostu za dobrze. Ale z pewnością, gdybym przeczytał go wnikliwie od razu, to nie pomyślałbym ani przez chwilę, że to mogli być moi znajomi.

Spojrzałem ponownie na komentarze, żałosne. Zamiast iść się pomodlić za zmarłych, wieszają psy na kierowcy, który spowodował wypadek i wypytują się o zmarłych.

A zmarli chcą tylko spokoju, pamięci i modlitwy.

Comments
  • Gudio 19 lipca 2015 at 22:45

    Smoke weed everyday

  • […] Szczerze? Nie uważam się za wspaniałego kierowcę. Przejechałem już sporo, w różnych sytuacjach byłem, ale wciąż dużo mi brakuje. Nadrabiam za to rozwagą – przy ostrych zakrętach staram się dużo wyhamować; przy przejściach dla pieszych, choćby były puste, zdejmuję nogę z gazu; jeśli warunki są trudne, to pojadę i 50 kmh poza zabudowanym mimo, że za mną sznur wkurwionych kierowców, że musieli akurat mnie spotkać na drodze. Moim celem zawsze jest bezpieczna podróż. I dlatego najbardziej martwi mnie to, że nawet jeśli ja zachowam się jak najbardziej poprawnie, tak z naprzeciwka ktoś może jechać „na czołówkę”. I co wtedy? … […]

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and