Nie ufaj pośredniakowi pracy
8

Główny bohater serialu „Świat według Kiepskich” nigdy nie kwapił się do szukania pracy, mimo wielu zapytań jego żony „w pośredniaku byłeś?”.

I chociaż Halinka Kiepska miała na myśli innego pośredniaka niż ja w tej notce, to podejście Ferdka do obu sytuacji byłoby takie samo.

W labiryncie ogłoszeń
Rzecz miała miejsce w kwietniu, więc już jakiś czas temu, a że skleroza nie boli, to opowiem o najważniejszych momentach, które mi utkwiły z tamtych wydarzeń. Byłem na piątym roku studiów, pisanie pracy magisterskiej na ostatniej prostej (tak, to jest w kwietniu możliwe!), zacząłem więc coraz poważniej myśleć o szukaniu pracy po studiach. Postanowiłem, że na początek będę przeglądał oferty zamieszczane na jednym z portali internetowych.

Nie będę ukrywał – pasujących do mnie ofert było jak na lekarstwo, bo jeśli coś przykuło moją uwagę i klikałem po szczegóły, to albo odpychał mnie opis (np. wyjazdy służbowe) albo dyskwalifikował mnie brak doświadczenia.

Pewnego dnia przeglądając oferty myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi. Złoty strzał. Bingo. Nazywajcie jak chcecie. Pojawiła się oferta pracy, w której poszukiwana była osoba po moim kierunku studiów (wymagany licencjat), może być świeżak, plus jakaś tam znajomość języków obcych. Brzmiało genialnie, wysłałem podanie. Ale…

Diabeł tkwi w szczegółach
Najpewniej ten szczegół zauważyłem, ale się nim specjalnie nie przejąłem. W całym ogłoszeniu nie pojawiła się nawet jeden raz nazwa firmy, która poszukuje pracownika. Pojawia się za to zwrot dla naszego klienta.

O co chodzi? Ogłoszenie wystawił „pośredniak” – agencja zajmująca się pozyskiwaniem pracowników. Myślisz – spoko – pewnie firma nie ma ludzi od tego, więc zatrudniają haerowców fachowców, którzy poszukują za nich pracownika. Błąd.

Wracając do ogłoszenia – poza tym jednym szczegółem oraz umieszczeniem we wstępie kilku zdań o pośredniaku, ogłoszenie zawierało wymagania wobec kandydata, zakres obowiązków pracowniczych oraz ofertę pracodawcy w zamian. Czyli wszystko to, co w normalnym ogłoszeniu.


Przeglądając multum ofert łatwo można pomylić ogłoszenie pracodawcy od pośredniaka.

Akuku
W niedługim czasie (dwa dni później?) dostałem telefon. Babka po drugiej stronie linii mówi, że dzwoni w sprawie ogłoszenia pracy na które aplikowałem i chce przeprowadzić ze mną wywiad. Spoko. Pyta się mnie o różne rzeczy dotyczące pracy (uprzedzając – nie, nie było „co zabrałbyś na bezludną wyspę?” ), sprawdza umiejętności językowe, nawet poheheszkowaliśmy przy tym.

Po około 20 minutach kończymy wywiad i babka składa mi ofertę. Wtedy okazało się, że ich „klientem” jest… Korpo zatrudniające głupich studencików! Mina zrzedła mi od razu, a szczęka poszybowała w dół. Mimo to zgodziłem się na udział w dalszej części rekrutacji. Chyba zwyciężyła ciekawość i „czemu nie”. Pośredniak w moim imieniu wysłał do korpo moje papiery i poinformował, że jeśli w przeciągu kilku dni nikt się nie odezwie, mam jej naskarżyć.

Prowadziła mnie przez etap rekrutacji. To miłe. W pewnym momencie pomyślałem, czy w zamian za tę usługę będę musiał zapłacić, ale ostatecznie to pytanie zachowałem dla siebie.

Dobrowolna pomoc?
Przez kolejne kilka dni pośredniak odezwał się jeszcze dwa razy i przedstawił mi dwie dodatkowe oferty pracy (wydawało mi się, że są „spod lady”). Jak się okazało po wyszperaniu informacji w internecie – oferty te także pochodzą od korpo. Byłem w sumie na trzech rozmowach ustawionych przez pośredniaka. O wrażeniach okolicy z pierwszej rozmowy już czytaliście. Pracodawca chciał mnie przyjąć, ale odmówiłem. Na pewno jednak doświadczenie z tamtej rozmowy nie poszło na marne, a hasło with big money comes big responsiblities (rozmowa rekrutacyjna była prowadzona po angielsku przez Polaka) powtarzam do dziś.

Moja decyzja nie spodobała się pośredniakowi. Zaczął mnie uspokajać i kierować myśli tak, bym drugi raz w takiej sytuacji nie odmówił.

Druga rozmowa wypadła średnio (idiotyczne pytania rekruterów – Emil, pamiętasz?), ale miałem przekonanie, że mimo to wywarłem dobre wrażenie i chciałem tam pracować (dziś powiem jedno – HAHAHA). Tym razem odmowa z ich strony. Otrzymałem jedynie mejla zwrotnego z negatywną decyzją, pośrednik zaś konkretny powód, który okazał się być „wersją oficjalną”, bo nieoficjalny powód był z pewnością inny.

Była i trzecia rozmowa. Po tamtej rozmowie jeszcze raz skontaktował się ze mną pośredniak, trzymając kciuki za moje powodzenie, przy okazji uspokajając, że nadgodziny są płatne (co chyba jest oczywiste, ale istotniejszy jest sam fakt, że nadgodziny są często!). Oni mnie chcieli, ja ich nie. Nie chcę skłamać, ale jeśli pamięć mnie nie myli, po wynikach i mojej odmowie pośredniak już się ze mną nie kontaktował. A może skontaktował, ale nie odebrałem, miałem dość? Ale jestem przekonany, że pośredniak widział wtedy i zrozumiał, że z tej mąki chleba nie będzie, albo

Za tego chłopa kasy nie będzie
Podsumowując: pośredniak pomaga, ale ma w tym interes. Na trzy oferty dostałem trzy korporacje, więc wynik mizerny. Nie mniej jednak doświadczenia zebrane na rozmowach, poznanie profili trzech firm oraz przebywanie w nowym mieście ułatwiły mi rekrutację do firmy, w której teraz pracuję. W końcu każdy kij ma dwa końce.

Pozostaje jedna kwestia – po co firmy zatrudniają pośredniaków, skoro same również wystawiają oferty z pracą (czyli w imieniu firmy ogłoszenia wystawia firma i pośredniak)? Pewnie dlatego by inni, tak jak ja, dali się na to nabrać. Być może firma ma właśnie łatkę „zatrudniającej głupich studencików”, przez co jest przez potencjalnych pracowników pomijana, a pośredniak nazwy firmy nie wyjawi w ogłoszeniu.

Mogę was zapewnić, że gdyby wspomniana oferta pracy, od której wszystko się zaczęło, była opatrzona logiem korpo, na pewno podania bym nie wysyłał.

I jeszcze jedno – oferta była ściemą. Wcale nie szukali osoby po moich studiach.

Na koniec:

Comments
  • Wacek(fon) 1 października 2016 at 14:49

    W Polsce są miejscowości, w ktorych ludzie biorą prace taka, jaką dają, bo nie mają wyboru. W miastach takich, jak Poznań, Czy Wrocław bezrobocie jest na poziomie kilku procent i jest uznawane, jakby go nie bylo. Są tam zawody, do ktorych brak pracowników. W jednej z sieci handlowej przy rekrutacji koleś odmówił, bo za tyle ile oferują za pracę tam to za mało. Zaraz szef przychodzi, ten, co zajmował sie rekrutacją wyjasnil mu cała sytuację, a szef na to: ,, To go gon i zaraz umowę podpisujemy.”

  • emil 1 października 2016 at 21:21

    I bardzo dobrze że nie skończyłeś w żadnym korpo. Rozmawialiśmy już o tym, a ta rozmowa po angielsku to już dla mnie szczyt żenady. Próba jakiegoś „zamerykanizowania się?” Co to w ogóle jest, jebanie po 12 godzin dziennie i wyrabianie targetów. Muszę kiedyś tego koniecznie spróbować.

  • PIterus 1 października 2016 at 21:58

    Można wiedzieć mniej więcej gdzie pracujesz? Ciekaw jestem co sprostało Twoim wymaganiom i czemu akurat tam, bo wiemy póki co jedynie gdzie *raczej* na pewno Cię nie zobaczymy. Byłby pełny obraz chociaż

  • Wacek(fon) 2 października 2016 at 03:03

    Piterus oczekujesz od kogoś, żeby ci podał więcej info o swoim realnym życiu, a sam wywalasz innego kumpla ze swojego Facebooka, żeby się o Tobie jak najmniej dowiedział. Facepalm…

  • PIterus 2 października 2016 at 05:50

    Myślę, że NC wie o co mi chodzi. Z resztą nie chce jego numeru buta tylko pewien zarys jeśli „gdzie nie” to „gdzie tak” – nic ponad to.

    A co do fb to moja sprawa co tam robię, a wyciągając takie fakty tylko utwardzasz mnie w przekonaniu, że zrobiłem dobrze. I nie przypisuj sobie zbyt wiele, bo to jest dopiero 'facepalm”. Może naprawiam po prostu swoje błędy?

  • NC 2 października 2016 at 09:23

    Piterus, w robocie w której teraz jestem
    * oferta pracy była napisana po polsku (jakże istotny argument)
    * w wymaganiach był mój kierunek studiów (i rzeczywiście w jakiś sposób go wykorzystuję)
    * rozmowa rekrutacyjna była prowadzona po polsku (jak wyżej)
    * podczas rozmowy rekrutacyjnej miałem sprawdzian z Excela i, uwaga, Excel był po polsku (zdziwieni? Jak byłem na innych rozmowach dostawałem angielskiego Office’a i rób na nim coś. Niby układ ten sam, ale jednak to nie to samo)
    * średnia wieku pracowników nie jest 25 lat (powiedziałbym, że 30-35, bo jest kilka studencików na 3/4 etatu)
    * w robocie mówimy po polsku
    * robię 5 dni po 8 godzin

    Nie wiem czy taka informacja wystarcza?

  • PIterus 2 października 2016 at 09:45

    Hah, wystarczy

    Nie miałem wscibskich zamiarów jakby co.

  • emil 2 października 2016 at 22:28

    Ence, Urząd Statystyczny?

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and