O co chodzi z tymi podwyżkami cen prądu? Zapłacę czy nie zapłacę?
1

Tak jak nigdy nikogo nie interesowało, ile płaci za prąd w domu (na zasadzie: przychodzi rozliczenie – musi być dobrze wyliczone – trzeba zapłacić), tak od kilku dni zrobiło się spore zamieszanie w kwestii opłat na przyszły rok. Przy okazji widać, że mało kto posiada minimum wiedzy, na czym to wszystko polega i rzuca się jedynie szczątkowymi informacjami, która wzbudzają panikę.

Wyjaśnijmy sobie co nieco tak, by przynajmniej Czytelnicy mieli podstawową wiedzę.

Kto mnie obsługuje?
Poniższa mapa przedstawia Polskę podzieloną pomiędzy 5 przedsiębiorstw energetycznych – w 4 z nich udział ma Skarb Państwa, a „ten piąty” to prywaciarz, który przejął Warszawę.

W 99% przypadków, jeśli spojrzycie na Wasze rozliczenie za prąd w domu, które otrzymujecie co pół roku, będzie to jedna faktura z logiem przedsiębiorstwa, pod obszar którego wpadacie. Cena, którą macie na fakturze jest ustalana z reguły na początek roku z Urzędem Regulacji Energetyki – w efekcie czego konsumenci są pod parasolem ochronnym, gdyż Urząd nie pozwoli, by przedsiębiorstwa narzuciły wysoką cenę, aby zarabiać krocie na każdym domu.

Powyższe zasady nie dotyczą „tego piątego”. Ceny w jego przypadku są wyraźnie wyższe (pozostali mają właściwie identyczne), ale Warszawkę przecież stać .

Kto obsługuje firmy?
Powyższy akapit dotyczy wyłącznie gospodarstw domowych. Można powiedzieć, że w ich wypadku wszystko jest pod kontrolą. Z kolei przedsiębiorstwa podlegają zasadom wolnego rynku.

Różnica jest przede wszystkim taka, że jeśli ktoś ma firmę na terenie np. Taurona, może mieć fakturę z PGE. Albo innego „alternatywnego sprzedawcy energii”. Śmiało, zobaczcie ilu ich jest. Oznacza to, że przedsiębiorca otrzymuje (co miesiąc) dwie faktury – jedną od przedsiębiorstwa, pod które podlega (jest to faktura za dystrybucję prądu), a drugą od sprzedawcy, którego wybierze (jest to faktura za sprzedaż prądu). Innymi słowy – prąd nadal „pobiegnie” od tego samego dystrybutora, a dystrybutor będzie się za ten prąd rozliczał ze sprzedawcą.

Alternatywni sprzedawcy pojawili się głównie dlatego, że „skostniałe” przedsiębiorstwa oferowały wysokie ceny. Można było więc znacząco obniżyć miesięczny rachunek za prąd, a przecież prąd to prąd – żarówka świeci tak samo, obojętnie kto jest wpisany jako sprzedawca.

Czy w domu też mogę skorzystać z innego sprzedawcy?
Rynek jest teoretycznie uwolniony, co oznacza, że w domu także możesz otrzymywać dwie faktury. W praktyce jednak ceny, które są pod nadzorem Urzędu, są niskie, więc znalezienie tańszej oferty jest właściwie nieosiągalne. A nawet jeśli coś zaoszczędzimy, to może to być kilka złotych w skali miesiąca. Porównując włożony wysiłek – zupełnie nieopłacalne.

Co z podwyżką cen?
Skoro mamy już pokrótce wyjaśnione, jak to wszystko działa, przejdźmy do faktów.

Na chwilę obecną (po piątkowym głosowaniu w Sejmie) wiemy, że rachunek za prąd dla gospodarstw domowych ma w przyszłym roku być podobny do tego z obecnego roku. Jest to wymysł tylko i wyłącznie ludzi rządzących, gdyż realnie cena na rachunku będzie w najlepszym wypadku pokrywać koszty wytworzenia energii. A równie dobrze koszty mogą przewyższać cenę. Czy ktoś o zdrowych zmysłach sprzedawałby poniżej kosztów? Oczywiście, że nie. Ale to nakaz z góry.

Z kolei rachunki, które otrzymują najmniejsze i największe firmy, nie podlegają tej zasadzie. Oni negocjują cenę energii, a ta bez wątpienia przez ostatni rok poszła mocno do góry (podróżał węgiel, który stanowi 3/4 udziału w polskiej energetyce, podrożał wymysł Unii do kopcenia czyli podatek CO2, a do tego wszystkiego doszła spekuła giełdowa). Oznacza to, że w większości przypadków ceny pójdą w górę.

O ile? To zależy od tego, jakie były ceny wcześniej. Wiadomo, w mediach fajnie krzyczy się o podwyżkach 30% czy 50%, ale też słyszy się o 0%, a bierze się stąd, że np.
W tym roku ktoś płacił za sprzedaż prądu 220 zł / megawat, w przyszłym roku będzie to 330 zł /megawat tj. podwyżka 50%.
W tym roku 330 zł / megawat, w przyszłym 330 zł / megawat, czyli podwyżek brak.

I ot cała tajemnica tych dużych procentów .

Czyli wszystko podrożeje?
Zapewne tak. O tym, co i o ile nie nam dyskutować, bo zależy to od tego, ile firma zużywa prądu na wyprodukowanie towaru/świadczenia usługi. Nawet jeśli podwyżka cen będzie na wspomniane 50%, ale udział w produkcji będzie niewielki, wzrost powinien być minimalny.

Czy to całe zamieszanie jest potrzebne?
Odpowiadam: nie. Firmy tak czy siak zapłacą więcej, a gospodarstwa domowe, zapłaciłyby średnio… 10-15 zł za miesiąc więcej. Oczywiście, w skali roku wyjdzie stówka lub dwie i podniesie się wielu głosów, że to dużo. Zgoda, ale ta podwyżka po pierwsze z czegoś wynika, a dwa, zamieszanie, jakie zostało wywołane, nie jest najzwyczajniej tych pieniędzy warte.

I nie oszukujmy się, jest to działanie tymczasowe, na najbliższy rok 2019, który jest rokiem wyborczym. Teoretycznie daje czas, by przez jeden rok zrobić jakąś rewolucję w polskiej energetyce i „naprawdę” obniżyć ceny energii. A wyjścia są dwa – albo stawiać więcej na elektrownie niewęgielne, albo wyjść z Unii by nie płacić haraczu od węgla. Oba są nierealne. W praktyce więc wychodzi na kupowanie głosów oraz odwleczenie sprawy podwyżek o rok.

To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że przybliżyłem co nieco wałkowany w mediach i rozmowach temat podwyżek i opis jest zrozumiały. Oczywiście, na tym jednym wpisie tematyki nie da się wyczerpać, także w razie jakichkolwiek pytań zapraszam do sekcji komentarzy, postaram się odpowiedzieć .

Comments
  • PIterus 31 grudnia 2018 at 12:14

    Niezły research.

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and