Znowu się widzimy co?
Postal 2 zasłynął jako gra kontrowersyjna. Z kolei Postal 2: Paradise Lost zasłynął z tego, że ukazał się jako oficjalny dodatek do gry po ponad 10 latach od premiery (pisałem o tym tutaj). Ale co innego można było zrobić, skoro Postal 3 wyszedł kiepsko?
Ogarnąwszy wersję kompletną Postala 2, na której składała się podstawowa wersja gry (z Share The Pain), dodatek Apocalypse Weekend i wreszcie Paradise Lost, postanowiłem zrobić sobie maraton z grą. Zajęło mi to sporo czasu, ale wolałem przypomnieć sobie dokładnie fabułę przed przystąpieniem do Paradise Lost.
Zacząłem więc od podstawowej wersji, którą przeszedłem po raz trzeci w życiu. Pierwsze co rzuca się w oczy, to nieco odświeżony silnik gry i szata graficzna, chociaż niewiele to dało i jak widać upływ czasu grze nie służy.
Rozgrywamy fabułę od poniedziałku do piątku i wplatamy się w kolejne tarapaty, jakże życiowe. Dowolność wykonywania misji, otwarty świat, otwarte budynki i zawsze dwa sposoby na wykonanie misji (zabranie z półki sklepowej kartonu z mlekiem i odczekanie długiej kolejki by zapłacić za nie albo po prostu wyjść bez zapłaty i zmierzyć się z bandą talibów) – to najmocniejsze cechy gry, które w momencie wydania (rok 2003) ją wyróżniały. Do tego dorzucono czarny humor, dekapitację głównych części ciała oraz możliwość załatwienia swych potrzeb (za co gra miała otrzymać w ocenach okrągłe zera). A co ważne dla polskiego gracza – pełny dubbing i świetny podkład głosu pod głównego bohatera.
Grę przechodzę bez problemu, piątek kończymy wiadomo jak i gra się kończy, automatycznie uruchamiając Apocalypse Weekend. Jak sama nazwa wskazuje, do głównej fabuły dołączono dni wolne i tym samym mamy pełny tydzień z Kolesiem (głównym bohaterem).
Przy Apocalypse Weekend widać świetnie jak mocnymi cechami była otwartość świata i dowolność w podejściu do misji. Tutaj brakuje tych cech, fabuła jest mało spójna, dużo niepotrzebnie przedłużanych segmentów jak w bazie talibów czy w wojsku, które tylko pokazują, że jako strzelanka Postal 2 jest co najwyżej przeciętny. W zamian za to pojawiły się ładnie zrobione przerywniki filmowe, nowe fragmenty miasta, kilka dodatkowych broni (maczeta!) oraz jeszcze bardziej zajeżdżający ironią Koleś.
Zakończenie dla mnie było co najmniej głupie
Spojler |
DupaPokaż> |
do dzisiaj nie wiem dlaczego walczyliśmy z diabłem, a sam sposób walki z nim był durny.
|
Ale dobra, niedziela za nami i Koleś odjeżdża w siną dal, a ja notuję na swoim koncie drugie ukończenie gry. Zabieram się za Paradise Lost, bo tutaj nie wiedziałem co na mnie czeka i byłem ciekawy, co po 10 latach można było do gry dodać.
Trafiamy ponownie do miasteczka Paradise. Układ miasta pozostał jako tako bez zmian, ale dokonano kilku zmian w budynkach, np. w miejsce centrum handlowego jest klinika dla zwierząt o bardzo ciekawej nazwie . W przeciwieństwie do Saints Row 3 i 4, gdzie użyto tej samej mapy i miałem o to pretensje, tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń (hej, w końcu niektórzy wrócili do gry po 10 latach!). Ruszając w 5-dniową przygodę spotykamy starych znajomych, którzy pomogą osiągnąć nasz cel – odnaleźć kogoś ważnego. Na podróż dostajemy kilka nowych broni oraz pigułki pozwalające na noszenie dwóch broni jednocześnie przez chwilę (bezużyteczne dla mnie).
Rozpiszę się o fabule. Musze przyznać, że
Spojler |
DupaPokaż> |
początek był genialny – Koleś w wyniku wypadku zapada w śpiączkę na kilkanaście lat, w której ma widzenia z Postala 3, uważając to za „zły sen”. Champ uciekł z powrotem do Paradise, więc staramy się go odszukać – to nasze zadanie na pierwszy początek dnia. Szwendamy się trochę po okolicy, podpytujemy o psa (wszyscy wpadają w panikę), idziemy podpytać się o rade Krotchy’ego, który niczym magik pojawia się znikąd (chociaż tak naprawdę przeskakuje przez okno ). Klimat poniedziałku był taki sam jak podstawki Postala 2, nie podobało mi się pojawienie się zombiaków na koniec, ale dobrze, że nie grały one większej roli.
Potem wtorek – no cóż, zrobiło się trochę dziwacznie, ale jeszcze w klimacie Postala. Fajny pomysł z zapisywaniem zadań przez kogoś innego niż głównego bohatera.
Środa – porażka. Zadania dostajemy od czorta, który przecież zginął w Apocalypse Weekend. Sam sens zadań, oprócz co najwyżej zbierania części do klimatyzacji, jest zerowy. Nie podobało mi się to kompletnie. Na pocieszenie można jedynie dodać, że diabeł żenił się z byłą żoną Kolesia (sam na to wpadłem kilka sekund przed jej pokazaniem, myśląc kto może być jego wybranką – ktoś podobny ). Żona okazała się niezłą dupeczką, walka z nią była dziwna. Po walce żona wróciła do swej standardowej figury – czytaj gruba baba.
W czwartek pojawia się ś.p. Gary Coleman, same zadania ciekawe, karaoke zmałpowane, a wjazd do fabryki niczym w podstawce (też czwartek?). Ucieczka z kopalni na wagoniku była świetna.
W czwartek zastanawiałem się, czemu w grze nie ma talibów? Czy to dlatego, że producent gry Running with Scissors boi się reakcji publiki w dzisiejszym świecie równości? Czy może idąc fabułą, talibowie zostali schwytani w Apocalypse Weekend? Piątek rozwiał moje wątpliwości – talibowie są w grze, ale są oni ubrani na kolorowo i lubią popalić maryśkę. Eee… Dostajemy od nich przeciętne zadania i nie da się ukryć, ale przeciętne było także testowanie gry przez programistów na tym etapie. Z powodu błędu w misji z marihuaną u wujka Dave’a, nie byłem w stanie jej ukończyć, a co za tym idzie, nie mogłem ukończyć gry. Szukając porad na internecie, były jakieś rozwiązania, ale nic z tego. Błąd został rzekomo naprawiony krótko po premierze, ale nadal występował. Pomogła aktualizacja gry, przy której była oczywiście obawa, że zepsuje się zapis gry. Sprawdźcie, czy macie wersję 4444 Hotfix 1, inaczej nie ma co grać. Po drodze regularnie musiałem walczyć z kraszami gry, których nie jest dużo, ale są. Gra zamiast sprawiać mi przyjemność zaczęła mnie nudzić i wkurzać.
W końcu przyszedł czas na uratowanie Champa. Zejście do piekła całkiem ciekawe (znowu zombiaki, ale tutaj spoko, mają rację bytu). Gdy odnajdujemy pieska toczymy z nim walkę… Walka trudna i tak naprawdę sprzeczna z tym, że przyszliśmy ratować pupila, a nie go zabijać (skąd pewność, że po 3 walkach będzie wciąż żył?). Nagle z dupy pojawia się diabeł z żoną (po co?). Po każdym jej pokonaniu czort niczym Lord Zedd czy Rita z Power Rangers ożywają swoją martwą bestię, by ruszyła do ataku. W końcu się poddaje, wpada do lawy, a nasz pies za nią… Koleś rusza na ratunek i… Kolejny raz walczy z żoną! I walka ta była bardzo trudna, jakby to powiedział Klocuch „bez poradnika nie przejdziecie”. Przy okazji, powtórzę co już powiedziałem – Postal 2 jako strzelanka jest co najwyżej przeciętny, więc te trudne segmenty w połączeniu z nudną rozgrywką, dały mi jedynie frustrację.
Dobra, w końcu wychodzimy z piekła – wychodzimy w sensie Koleś, Champ i Koleś z Postala 3, który towarzyszył nam jako głos w głowie, a w piątek jakimś cudem z niej wyszedł. Absurd goni absurd. I aż szkoda pomyśleć, że zwykły Postal 2 był nawet „życiowy”…
Po wyjściu mamy do wyboru „podziękować” wszystkim za pomoc albo spierniczać ile się da. Oczywiście korci, by wybrać oba rozwiązania, więc tak robię. W wersji z ucieczką po prostu wychodzimy z miasteczka, lektor coś tam bajdurzy i miasteczko wybucha z nieznanych przyczyn. W opcji z podziękowaniem idziemy jeszcze raz do wszystkich szefów i ich zabijamy (Zacka Warda po raz drugi w tym samym tygodniu, a Vince z RWS ginie już po raz czwarty – pierwszy raz w poniedziałek w zwykłym Postalu, potem w Apocalypse Weekend, następnie we wtorek Paradise Lost i teraz). Gdy wszystkich pokonamy, Koleś z Postala 3 przewraca kartki książki i się śmieje.
Tak czy siak, po serii frustracji z błędami gry na koniec, takie zakończenie mnie nie zadowala.
|
Nie miałem żadnych oczekiwań w stosunku do gry, więc nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowany. Nie mniej jednak uważam, że grę stać było na dużo, dużo, dużo więcej. Przeszedłem Paradise Lost po raz pierwszy. I póki co po raz ostatni. Czy kiedykolwiek do gry wrócę? Jeżeli za 10 lat dostaniemy kolejny dodatek, czemu nie…
Ocena finalna: -4/5.
Propsy za Lorda Zedda
Z Postalem miałem do czynienia jedynie w wersji mobilnej na Javie. No i jakiś chory film jest do którego końca niestety (albo stety) nie dotrwałem.
To co grałeś na komórce to najprawdopodobniej było coś na wzór Postala 1. Tam to była chora strzelanka z widokiem kamery z boku. Postal 2 także jest chore, ale także śmieszne. Polecam spróbować, możesz zagrać pierwszy dzień, uznasz czy to dla ciebie. Konieczne na wersji z dubbingiem, bo gier z pełną translacją, wykonaną tak fajnie, właściwie nie ma.
Scena z Lodrem Zeddem tu od 2:30 (pierwsze odrodzenie w 2:50 i potem jeszcze). Nie wiem czy moje skojarzenie było zgodnie z myślą twórców czy po prostu przypadkowe.
https://www.youtube.com/watch?v=lnzQVT7lNjE