Testy rekrutacyjne – czy kogoś pogrzało?
3

Przeglądając oferty pracy, od czasu do czasu odpowiadam na jakąś, wysyłając swoje CV i wypełniając krótki kwestionariusz. Również od czasu do czasu ktoś moje CV czyta (a przynajmniej tak mi się wydaje) i zdarza się, że kolejnym etapem rekrutacji są testy sprawdzające umiejętności. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że są one po prostu popier*olone.

Testy polegają na spocznięciu przed komputerem i zapewnieniem przynajmniej kilkunastu minut ciszy. Ty, monitor, ewentualnie kalkulator i coś do pisania. Wchodzimy na odpowiednią stronę internetową, na której czeka na nas test. I wtedy się zaczyna…

Grzech wspólny – czas ucieka, powrotu nie ma
Są różne typy testów (kilka z nich niżej), ale jeden element jest zawsze.

Pracownik umiejący pracować pod presją czasu jest ceniony (chociaż według mnie dobry pracownik potrafi sobie rozłożyć pracę w czasie). Wydaje się więc poniekąd oczywiste, że na wykonanie testu jest ograniczona ilość czasu.

Na początku testu jesteśmy informowani, że na rozwiązanie X zadań mamy Y czasu. Szybka kalkulacja na ogół wskazuje, że na jedno pytanie będzie mniej bądź więcej jedna minuta.

Rozwiązując test mamy cały czas podgląd na ilość pozostałego czasu (o ironio). I jeśli nad pewnym zadaniem spędzimy więcej niż wyszacowaną wcześniej minutę, to możemy zacząć odczuwać stres, który przy czytaniu po raz kolejny niezrozumiałego polecenia może być początkiem końca.

Na domiar złego na ogół nie ma możliwości powrotu do już odpowiedzianego pytania. Nie możemy więc wrócić i sprawdzić nasze odpowiedzi, bo zostało nam jeszcze zanadto czasu. Nie. Musisz wiedzieć ile czasu zajmą ci wszystkie pytania w teście mimo, że ich nie znasz. Kompletny absurd. Według mnie powinna być pełna swoboda w przewijaniu pytań, a sam test może nie powinien być ograniczony czasowo, a jedynie mieć zaznaczone, że szybkie udzielanie (prawidłowych, rzecz jasna) odpowiedzi będzie odnotowane.

Test językowy – od przedszkola do zagranicy
OK, jakiś język obcy w jakimś stopniu każdy z nas zna, a tego pracodawcy coraz częściej oczekują. Jednym z testów, do którego miałem okazję podejść, był test z języka obcego. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, więc bez obaw kliknąłem w „Rozpocznij”.

Test był podzielony na kilka etapów. W pierwszym, o dziwo, była w przeważającej większości powtórka gramatyki. Tak, ta sama gramatyka, którą w pewnym etapie życia się nauczysz, potem przez co najmniej kilka lat ją wałkujesz w kółko, a na końcu i tak jej nie umiesz!

Jakieś zdanie, w środku luka i cztery odpowiedzi, trzeba wybrać właściwą. Dużo z nich różniło się czasem (np. play/playing/played). Poziom trudności dla mnie oceniałbym jako średni, momentami łatwy. Ten etap przeszedłem pomyślnie i rozpoczął się kolejny.

Poziom trudności gwałtownie wzrósł. Gramatyka była trudna, podchwytliwa, a do tego pojawiały się pytania o zwroty. Na przykład, jeśli idziesz z kimś do restauracji i nie zamierzasz zapłacić rachunku to jesteś (i tu 4 narodowości; najprawdopodobniej chodziło o to).

Mimo dużej koncentracji (nie próbowałem wspomagać się internetem), na typ etapie poległem.

Test logicznego myślenia – obrazek mądrzejszy od ciebie
Na samą myśl robi mi się niedobrze.

Ten powyżej akurat wydaje się być łatwy (jak inne „przykładowe testy rekrutacyjne”, które dosłownie przed chwilą przejrzałem). Nie zmienia to faktu, że takie testy nie mówią nic o logicznym myśleniu.

Sam uważam się za osobę rozsądną, która potrafi ocenić sytuację i podjąć właściwe działania. Nie zawsze, ale często. Logicznego testu nie przeszedłem.

Obrazki uświadomiły mi, że nie myślę. Dziękuję.

Test rozumowania werbalnego i liczbowego – czego ty chcesz
Czas na zabawę! Tylko komu do śmiechu?

Oba testy są do siebie podobne. W werbalnym mamy fragment tekstu, do którego dołączono kilka pytań, jednak odpowiadamy na nie „po kolei”. Przypomina to nieco czytanie ze zrozumieniem z tym wyjątkiem, że pytania są na ogół zawiłe i zbudowane z kilku zdań podrzędnie złożonych, co może przyprawić o ból głowy, a to nie jest wskazane, bo jak widzimy na powyższym rysunku, drobny szczegół jest decydujący.

Podobnie w teście liczbowym – tabelka lub wykres i kilka pytań, które po raz kolejny zostały zakręcone. Kilka razy nie potrafiłem zrozumieć pytania, no ale czas ucieka, szybko. A podobno powinno coś się liczyć…

Czy to koniec profesjonalizmu ze strony pracodawców?
Rozumiem, że na jedno stanowisko może spłynąć nawet kilkadziesiąt aplikacji i trzeba w jakiś sposób wybrać właściwego kandydata. Jednak testy nie są do tego dobrą metodą, bo nie odzwierciedlają wielu (a może i żadnych) cech potencjalnego pracownika.

Z drugiej strony, czy istnieje jakaś dobra metoda przerzedzenia podań, by jednocześnie nie zabierała ona wiecznie zabieganym osobom odpowiedzialnym za rekrutację za wiele czasu?

Wątpię.

Comments
  • Piterus 1 kwietnia 2016 at 23:41

    Przypominają mi się internetowe testy na IQ, których rezultatu nigdy nie poznałem, bo trzeba było wysłać SMS za 10zł

  • emil 4 kwietnia 2016 at 20:51

    Jak cie zapytają co weźmiesz na bezludną wyspę to na litość boską żadne zapałki czy woda. Jacht i mnóstwo kasy bo nie jest przecież powiedziane że masz się ograniczyć do jakichś przedmiotów. Dla mnie tego typu testy to bzdura i głupota która jest niewspółmierna z obowiązkami które będziesz wypełniać.

  • Diana 10 kwietnia 2024 at 19:11

    Gujnbh

  • Post a comment

    Threaded commenting powered by interconnect/it code.

Powered by WordPress | Designed by: Free WordPress Themes | Compare Free WordPress Themes, Compare Premium WordPress Themes and